Logo Wydawnictwa Nasza Księgarnia - przejdź na stronę główną
Kliknij żeby założyć kontoZałóż konto Kliknij żeby zobaczyć koszykTwój koszyk
Zaloguj się
Zapomniałem hasła

Pokaż pełne wyniki wyszukiwania
WYDARZENIA
01.12.2010 14:08

Zwycięska praca w konkursie "Kiedy zegar wybije dziesiątą"


Druga szansa

 

W małej izdebce pewien człowiek przeżywał swe cierpienie. Ten mężczyzna siedział przy sztalugach i malował… Już kończył, już miał się podpisać i nagle wstał, zakrył twarz rękoma i zaczął płakać. Na sztalugach widniał obraz Jana Vermeera pt. "Chrystus w domu Marii i Marty". Mężczyzna zdjął ręce z twarzy… ale…. ten człowiek to nie był Jan Vermeer!!!  Malarz nazywał się Han van Meegeren - za życia nie tworzył własnych obrazów tylko fałszował dzieła uznanego holenderskiego artysty. Mężczyzna podszedł do obrazu, spojrzał prosto w oczy namalowanemu przez siebie Chrystusowi i krzyknął:

-Panie, czemu mnie tak karzesz!? Czemu muszę tkwić w tym czyśćcu i bez końca malować ten sam obraz!? Rozumiem, że źle postępowałem, rozumiem to!!!


Meegeren chwycił pędzel i podrobił podpis Jana Vermeera. W tym momencie obraz zaczął znikać, po chwili zostało czyste płótno. Mężczyzna zaczął rzucać pędzlami, z całej siły kopnął stołek tak mocno, że odłamała mu się nóżka, zaczął krzyczeć, wołać, żeby Bóg go zabrał z czyśćca do siebie, do raju.   

- Przecież to nie do końca była tylko moja wina, przecież to ojciec zabraniał mi rozwijać mój talent, przecież to ludzie mówili, że jestem nic nie wart, więc im pokazałem! Byłem mistrzem! Znawcy! Nie potrafili odróżnić moich dzieł od Vermeera!  Dla nich nie było ważne, czy ten obraz był piękny, ważne było tylko to, kto go namalował. Gdybym namalował taki sam obraz i podpisał się własnym nazwiskiem, to nikomu by się nie podobał, a kiedy podpisywałem się nazwiskiem Vermeera,  od razu był wartościowy! A ja musiałem z czegoś żyć i utrzymać rodzinę. To nie moja wina!!!- wołał zrozpaczony Meegeren.

-I dlatego dostałeś drugą szansę, wciąż możesz odkupić swoje winy. – w izbie rozległ się niski, męski, ale zarazem spokojny i ciepły głos.

Przestraszony malarz natychmiast umilkł, zaczął rozglądać się po pokoju, spojrzał w sufit

i powiedział:

- Panie, nie chcę jej zaprzepaścić…Co mam zrobić, namalować jeszcze kilka tysięcy obrazów, które będą znikały po podpisaniu?… Ale czy ta syzyfowa praca ma jakiś sens?

- To jest kara, za to że nie rozwijałeś swego talentu we właściwym kierunku, za to, że swój spryt i umiejętności malarskie wykorzystałeś do łatwego, nieuczciwego zdobycia majątku.-usłyszał wyjaśnienie

- Więc co mam zrobić? Co zrobić, abyś mi wybaczył?- wyszeptał przez łzy

Cisza. Nikt mu nie odpowiedział. Han rozejrzał się dookoła i czekał. Potem usiadł przed sztalugami, oparł głowę o stół i po chwili zasnął.

Nie wiadomo ile czasu trwał ten sen, ale zobaczył w nim całe swoje życie. Ojca, który nie był zadowolony z jego zainteresowań, kolegów malarzy, którzy tworzyli impresje, udane wystawy swoich pierwszych prac i wreszcie te złośliwe opinie, że nie potrafi namalować nic oryginalnego, że wzoruje się na starym malarstwie holenderskim, że nie idzie z duchem nowości, że umie tylko kopiować. Nikt nie chciał kupować jego dzieł, przecież nie były gorsze od  oryginalnych obrazów Vermeera i innych uznanych artystów. Tylko, że on nie był uznany, on nie miał jeszcze sławnego nazwiska….

- Wyspałeś się?- ktoś wyraźnie złapał go za ramię. Podniósł głowę.

- Kim jesteś?- spytał Meegeren, siwiejącego, wysokiego, długobrodego mężczyznę stojącego tuż obok niego.  

- Jestem Piotr, jeden z dwunastu apostołów Jezusa Chrystusa.

- Mam dalej malować? Już siadam do sztalug, będę się starał dwa razy bardziej niż poprzednio, postaram się także szybciej malować…

- Tak… Ale nie po to do ciebie przyszedłem. Pan po wielu naradach ze wszystkimi świętymi, kazał mi powiadomić cię o jednej z wielu misji, które będziesz musiał wypełnić, aby uzyskać zbawienie…

- A co to za misja?

- Musisz pomóc chłopcom, którzy będą narażać własne życie, śledząc szajkę fałszerzy obrazów. Będzie to w XXI w. w słowiańskim państwie o nazwie Polska, w Kazimierzu Dolnym, urokliwym mieście nad Wisłą.

- Czy ja sobie tam poradzę, przecież żyłem sto lat temu, nie znam tych czasów, ich języka,
i jestem stary… Czy oni będą chcieli ze mną rozmawiać?

- O nic się nie martw, Pan o wszystko zadbał. Będziesz młodym Włóczykijem, wędrowcem, będziesz umiał mówić po polsku, a reszta zależy od ciebie… Najważniejsze, żebyś ustrzegł ich przed gangsterami, którzy nie będą przebierać w środkach.    

 

 Błażej Woźniak

SP nr 6 w Toruniu